środa, 18 lipca 2012

MP


Mistrzostwa, mistrzostwa i po mistrzostwach. Trochę jak z maturą, uczysz się dużo (lub trochę mniej), piszesz, a jak już są wyniki to czy dobrze, czy źle, trzeba się z tym pogodzić. Gdzieś między Suszem a Konopiskami minęłam się z formą i do teraz nie wiem co poszło nie tak i dlaczego po raz kolejny w moim życiu zamiast walczyć analizowałam wszelkie za i przeciw skończenia po pierwszej pętli pływania. Wśród rzeczy do zrobienia znajdzie się na pewno przyspieszony kurs kick-boxingu w wodzie, bo sama samoobrona już nie wystarcza i dużo się na niej traci. Strzeżcie się!


Ale udało się. Jestem mistrzynią Polski juniorek w triatlonie i to chyba jedna z najlepszych chwil w moim życiu. Zawody ogólnie bardzo przyjemne. Było co prawda kilka problemów z organizacją, ale za to sędziowie byli bardzo mili. Mówią, że nie można mieć wszystkiego. W seniorach zwyciężył Sylwester Kuster z mojego klubu UKS Tri-Saucony Rumia, wielokrotny już mistrz Polski na dystansie sprinterskim. 
Z mojej strony podziękowania należą się moim rodzicom, za wsparcie, szczególnie tacie za wspólne biegania, trenerowi Piotrowi Makarowi, za to, że miał siłę i odwagę męczyć się z moją pływacką techniką, trenerowi Piotrowi Netterowi za pospinanie tego wszystkiego do kupy, panu Sylwkowi Borkowskiemu z firmy Bortex za wielkie wsparcie dla naszej drużyny, no i mojej grupie, z którą mam zaszczyt trenować w tym roku - jesteście najlepsi!

Odbiegając od triatlonu, po długiej drodze do domu w końcu jestem w Gdańsku i szykuję się na wyjazd do Zakopanego. Cudownie jest powłóczyć się po Sopocie nocą, popatrzeć na morze, spać do dziesiątej.Powrót do domu daje chwilę na parę przemyśleń, na które wcześniej nie było czasu. W ciągu trzech tygodni byłam w trzech różnych miejscach w Polsce. Każdy dzień przynosił coś nowego, na co warto było czekać i co już więcej nie powróci. Nawet jeśli wrócimy do tego samego miejsca w tym samym składzie, to już nie będzie to samo. Zmieniamy się, przemijamy.

"Trochę starsze znów się stanie to, co młode
Jakby strzepnął ptak kolejną kroplę z piór"
~ Piosenka pisana mimochodem, Jacek Kaczmarski

Muszę nacieszyć się Polską, oglądaną często z okna samochodu czy pociągu. Czasem też podczas biegu lub jazdy na rowerze. Polską idealną z idealnie zachowanymi proporcjami formy i kolorów zielonych łodyg kukurydzy, złotego zboża, błękitu nieba, bieli chmur i czerwieni zachodzącego słońca. Aż wierzyć się nie chce, że mam zamiar to na jakiś czas opuścić. Ale chyba chcę.

poniedziałek, 9 lipca 2012

herba


Nadszedł czas upalnych dni i burzliwych nocy. Już trzy razy ze snu wytrąciły nas odgłosy rozdzieranego przez błyskawice nieba. W takich momentach przypominam sobie o rzeczach, które zostawiłam na zewnątrz i które jeszcze długo nie wyschną. Oby tylko były tam, gdzie je powiesiłam, a nie w jeziorze lub na jakimś drzewie. Nie wychodzimy z pokojów, liczymy na to, że zostaniemy ocaleni przez piorunochrony, których prawie nikt nie widział, ale w które wszyscy wierzymy.

Moje życie przybrało ostatnio postać czysto obozową. Najpierw trzy tygodnie w Rumi, tydzień w domu, 10 dni w Chodzieży, obecnie siedzimy w Suszu, a lada moment wyruszymy do Konopisk, metropolii, w której to odbywać się będą mistrzostwa Polski na dystansie sprinterskim. Ze wszystkich sprzętów domowych najbardziej daje się odczuć brak pralki i szczotki do bidonów – grzyb tylko czeka na chwilę naszej nieuwagi, a kolory przybiera różne.

Start w Suszu to ostatnie przetarcie przed mistrzostwami i szansa na zgarnięcie jakiegoś ładnego zegarka, na co czekałam przez ostatni tydzień, gdyż mój stary zagubił się po jednym treningu w Chodzieży, a czasy trzeba znać. Po raz kolejny w tym roku byłam 1. w swojej kategorii i 2. w Open. Daleko za Agnieszką Jerzyk, która już szykuje się na igrzyska, i niedaleko mojej klubowej żartownisi Oli Jędrzejewskiej, która była zaraz za mną.


Tak więc korzystamy z uroków Susza, odpoczywamy, trochę jemy, dużo śpimy i czekamy. Bywa i tak.