sobota, 23 listopada 2013

raz się dzieje, raz się nie dzieje

W Salzburgu nastrój świąteczny pełną parą. Od przedwczoraj na ulicach sprzedają grzane wino, grube swetry, wszelkiego rodzaju słodkości. Aby się opanować i nie wydać wszystkich pieniędzy w magicznych zielonych budkach, upiekłam własne babeczki. Opierałam się na przepisie z bloga Kasi Tusk (http://www.makelifeeasier.pl/gotowanie/czekoladowe-babeczki-z-polewa-karmelowa), ale oczywiście nie miałam w domu wszystkich składników, więc zamiast kwaśnej śmietany dodałam jogurt naturalny 0,5%, a zamiast kawałków czekolady, brzoskwinie z puszki. Tym razem też nie odmierzałam składników zbyt dokładnie, postanowiłam na spontaniczność. Wyszły przepyszne.




Kto by pomyślał, że tak spodoba mi się pieczenie. No dobra... jakby ktoś upiekł je za mnie byłabym jeszcze szczęśliwsza, ale tak przynajmniej mogłam sobie podjeść trochę surowego ciasta z brzoskwiniami.
Poza tym, jak piekę sama, to wtedy zamiast zjeść jak najwięcej, staram się dać wszystkim spróbować, żeby wyrazili swoją opinię (albo, co jest bardziej pożądane, podziw) i nie zjadam aż tyle jak są już gotowe ;)

Za oknem deszcz, a ja uczę się niemieckiego. Kiedy w końcu spadnie śnieg?
Jeszcze tylko ostatnia babeczka na smutki i zaczynam się odchudzać...