Zakończyliśmy miesiąc
styczeń, przetrenowany prawie idealnie, przeimprezowany z małymi życiowymi
porażkami, przenaukowiony czysto teoretycznie.
Życie, życie jest nowelą,
jak to głosił kiedyś pewien polski serial.
Pewnego słonecznego dnia
przed moim akademikiem hipstero-hipisi z Brynderw urządzili sobie piknik.
Niestety w Aberystwyth nie ma trawników zdatnych do położenia się na nich, gdyż
trawa rośnie bezpośrednio na błocie, tudzież, po deszczu, bezpośrednio na
bagnie (ileż to razy przekonałam się o tym próbując skrócić sobie drogę z
Lidla...). Na szczęście tak zwani JaraczeZioła znaleźli na to sposób i położyli
się na chodniku. Nie mam więcej pytań.
„Dobra” wiadomość jest
taka, że zaczęły się wykłady. Hurra! Mój plan jest tak beznadziejny, że ledwo
udaje mi się rozplanować te wszystkie imprezy i treningi i imprezy. European Law w poniedziałek od 17.10 do
18.00. Pozdrowienia, że przyjdę.
– MAMO, TO TYLKO ŻARCIK.
Na szczęście są też dobre
wiadomości, internet wieczorami chodzi coraz gorzej. Dlaczego mnie to cieszy?
Bo mój współlokator nie może grać w swoje gierki, a ja mogę delektować się
ciszą.
Jeszcze lepsze!
Zapomniałam ostatnio napisać o tym, jak spadł śnieg w czasie egzaminów. Co
około dwie godziny dostawaliśmy email, że z pomimo warunków pogodowych uczelnia
nadal funkcjonuje i egzaminy się odbędą. 2 centymetry śniegu... Na ulicy
minęłam jednego Malezyjczyka (chyba) z sankami, a wieczorem odbywały się ‘bitwy
na mokry, topniejący śnieg’. Super!
Chaos, chaos, chaos.