poniedziałek, 28 kwietnia 2014

kwitnie na żółto

EuroTrip oficjalnie wznowiony. Trasa: Gdańsk-Warszawa-Wiedeń-Salzburg. Przewoźnik: PolskiBus, Westbahn. Po zakupieniu gazet, jedzenia, zapakowaniu książek, laptopka, telefonu i dmuchanej poduszki pod szyjkę uważam się za gotową na te kilka(naście) godzin do spędzenia siedząc. Pierwsze pół godziny już za mną.

Najważniejszą rzeczą było znalezienie dobrego miejsca z autobusie. Ludzi mało, ale i tak kolejka do drzwi ustawiła się ciasno. Najprzyjemniejsi są oczywiście Ci, którzy myślą że stając bliżej osoby stojącej przed nimi, kolejka idzie szybciej. Punkty premium za otarcie się brzuchem tudzież piersią o plecy osoby z przodu, lub posapywanie w kark. Tak więc wsiadłam ostatnia, zajęłam miejsce nr 1, ale niczym w scenie z Dnia Świra przesiadłam się, gdyż primo: dwie dziewoje (jedna z najgłupszym i najbrzydszym tatuażem jaki w życiu widziałam) gadały gadały gadały, secundo: dziwnie pachniało potem, wtedy jeszcze niedrażniąco, ale podróż jeszcze długa, a po co ryzykować. Miejsce wybrane za podejściem nr 2 - zacne.

Ktoś co chwilę cyka zdjęcia pól z kwitnącym rzepakiem. Słyszę. Trzeba przyznać, że Pomorze o tej porze roku (jak z resztą i o każdej innej) wygląda wyjątkowo pięknie. Aż się nie chce wyjeżdżać. Stare wiejskie domy, trochę wiatraków, drzewa, krzaki, o teraz krowy nawet, a teraz jakiś bajzel-złomownia-czycoś, i znowu krowy.

Wracając do tego, co było za mojego pobytu w domu, to zdecydowanie YoungDigitalPlanet Aquathlon Rumia. Juz IV edycja. Tak ten czas leci. Najbardziej cieszę się z czasu na 1000m - 12.50. Z biegania się nie cieszę. Bywa. W sumie w kategorii generalnej zajęłam II miejsce, wygrała Gosia Szczerbińska.


Powyżej zdjęcie z Aquathlonu. Zdjęcia pól rzepakowych proszę sobie wygooglować.

środa, 23 kwietnia 2014

Wiedeń + Wielkanoc

Czas ucieka, koniec semestru się zbliża. W związku z tym zaczynam szukać informacji w internecie na temat 'jak wydrukować slajdy z OpenOffice' oraz przeglądam stare gazety typu Elle, Glamour, Cosmo, aby psychicznie przygotować się na nadchodzącą naukę. Nie to, żeby było jej jakoś dużo, w końcu jestem wesołym Erazmusem, mam czterodniowy weekend i prawdopodobnie prawie wszystkie egzaminy w formie prezentacji, ale tu chodzi o zasady! Zdobywanie wiedzy, hip hip hurra.

Finał Vis Moot'u we Wiedniu zaliczam do grona najbardziej wartościowych doświadczeń do mojego CV. Miasto piękne, duże, ciekawe. Komunikacja miejska (metro, tramwaje) niewiarygodna. Zawsze na czas, zawsze zsynchronizowana w razie przesiadki. Po powrocie do Gdańska i poczekaniu swoich 20 minut na Pociąg SKM, zwany potocznie Kolejką, naprawdę czuć różnicę. Poznałam kilka interesujących osób z różnych krajów, pojadłam, pozwiedzałam, trochę pobiegałam nad rzeką. Było dużo śmiechu i żarcioszków o CISG, 'my client's submission is...' i 'honourable tribunal, if i may draw your attention to page...', które rozumieliśmy tylko my. Dziwnie czuję się z faktem, że to już koniec. Może za rok znowu spróbujemy? Tym razem w TeamAber?








Powrót do domu jak zwykle przespałam w autobusie. Cud, że mnie jeszcze nie okradli. Wsiadam, rozstawiam laptopka, staram się obejrzeć jakiś film i...

Rem.

Potem jak się budzę (na chwilkę), muszę wszystko zbierać z podłogi.

Święta Wielkanocne w domu, jak zwykle cudowne. Jedzenie, spanie, trenowanie, czytanie. Obecnie czytam 'Lalę' Jacka Dehnela. Jak wszystkie jego książki - świetna. Serdecznie polecam, Zuzanna Ratkowska.

niedziela, 6 kwietnia 2014

Praga

Westbahn sunie po szynach, w ogóle nie czuję się jakbym była w pociągu. Żadnego miarowego "tu tut, tu tut". Warunki zacne. Za te pieniądze, chociaż coś. Nasz pre-moot No. 2 poszedł nam bardzo dobrze, zajęłyśmy 8 miejsce, więc może uczelnia odda nam za te wydatki ;)

Praga miastem pięknym. Pełnym życia, skomplikowanym, dużym, trochę bałaganiarskim. Pełno tu wszystkiego. W trzy osoby taniej jest przemieszczać się taxą niż publicznym transportem, co niestety odkryłyśmy dopiero drugiego dnia. Piwo pycha, knedliczki też niczego sobie. Dobra zabawa i coś ciekawego do obejrzenia czai się za każdym rogiem.

Na pre-moocie atmosfera dużo bardziej rozluźniona niż w Dusseldorfie. Zasuwałyśmy z płaskimi butami w torebkach, w każdej wolnej chwili próbując wymknąć się z wydziału i zobaczyć trochę miasta. Znowu trochę darmowego jedzonka, a ceny picia znośne. Bez naszych dwóch trenerek czułyśmy się dużo swobodniej, i no cóż... było fajnie.







W czasie naszego pobytu w Pradze odbywał się tam też półmaraton. Dziwnie było obserwować tych wszystkich ludzi przed budynkiem wydziału prawa, którzy przygotowywali się do startu, a potem przebierali po. Przyglądać się im w galowych ciuszkach. Być wśród nich, ale gdzieś dalej, poza akceptacją krótkich szortów i zapachu zmęczenia. Aż chciałam krzyczeć: "Ej, ja jestem od was! Tylko przebrałam się dzisiaj i nie wyglądam."