Poniedziałek.
Dorosłe życie czas zacząć. Dorosłe życie w obcym kraju. W szalonym mieście pełnym najróżniejszych i najdziwniejszych ludzi. Wpakowana w strój pt. "Przyszła Pani Prawnik" wpakowałam się do metra. Nie doszłam jeszcze do firmy, a już zaczęły mnie uciskać moje świecące lakierki. Weszłam. Uśmiechnęłam się do recepcjonistki, przedstawiłam się, usiadłam. Spisała moje dane. "Zuzanna? with Z? That's funny".
Potem przyszedł Max. Max, z którym w tym tygodniu spędziłam najwięcej czasu i którego chyba lubię najbardziej. Przedstawił mnie Jamesowi z IT, którego też polubiłam od samego początku. Potem poznałam mojego przełożonego Gareth. Po pięciu dniach mogę śmiało powiedzieć, że nadal się go boję. Dzisiaj na przykład wysłał nam rano email, że przyjdzie do pracy później. Chciałam tańczyć i śpiewać! Nie wiem dlaczego. W sumie to nie zadaje mi nic trudniejszego niż inni. Ale czasami jakoś tak zapomni się uśmiechnąć. Dziwnie się spojrzy. No po prostu się boję.
Paul wszystkiego mnie uczy, a ja za to, jak tylko się czegoś nauczę to staram się robić to za niego. Wypełniam dokumenty, piszę do klientów, otwieram nowe akta, archiwizuję stare, kontaktuję się z prawnikami drugich stron, poznaję jak wyglądają różnie umowy, co powinno się w nich znajdować. Jest ciekawie, ale czasami jest dużo stresu. W przerwie na lunch siadam w parku, który jest częściowo, a kiedyś był w całości cmentarzem (witamy w jUKej), zamykam oczy i głęboko oddycham. Jest nas tu tysiące. Wszyscy w koszulach i eleganckich butkach uczestniczymy w wyścigu szczurów, czasami wręcz szczury udając, podczas podróży metrem. Jeszcze nigdy chyba nie nauczyłam się tak wiele w ciągu jednego tygodnia, ale czy to jest to, co chcę robić w życiu? Chyba tak.
Wszyscy są bardzo mili. Atmosfera jest niesamowita. Każdy pracuje osobno, a za razem wszyscy jesteśmy częścią czegoś wielkiego, wspólnego. Pierwszy tydzień minął. Nadszedł zasłużony weekend. Na moim biurku zostawiłam stosik spraw do pozałatwiania w poniedziałek. Na dwa dni muszę o nim zapomnieć.