piątek, 1 lutego 2013

anton



Zakończyliśmy miesiąc styczeń, przetrenowany prawie idealnie, przeimprezowany z małymi życiowymi porażkami, przenaukowiony czysto teoretycznie.

Życie, życie jest nowelą, jak to głosił kiedyś pewien polski serial.

Pewnego słonecznego dnia przed moim akademikiem hipstero-hipisi z Brynderw urządzili sobie piknik. Niestety w Aberystwyth nie ma trawników zdatnych do położenia się na nich, gdyż trawa rośnie bezpośrednio na błocie, tudzież, po deszczu, bezpośrednio na bagnie (ileż to razy przekonałam się o tym próbując skrócić sobie drogę z Lidla...). Na szczęście tak zwani JaraczeZioła znaleźli na to sposób i położyli się na chodniku. Nie mam więcej pytań.

„Dobra” wiadomość jest taka, że zaczęły się wykłady. Hurra! Mój plan jest tak beznadziejny, że ledwo udaje mi się rozplanować te wszystkie imprezy i treningi i imprezy. European Law w poniedziałek od 17.10 do 18.00. Pozdrowienia, że przyjdę.
– MAMO, TO TYLKO ŻARCIK.

Na szczęście są też dobre wiadomości, internet wieczorami chodzi coraz gorzej. Dlaczego mnie to cieszy? Bo mój współlokator nie może grać w swoje gierki, a ja mogę delektować się ciszą.

Jeszcze lepsze! Zapomniałam ostatnio napisać o tym, jak spadł śnieg w czasie egzaminów. Co około dwie godziny dostawaliśmy email, że z pomimo warunków pogodowych uczelnia nadal funkcjonuje i egzaminy się odbędą. 2 centymetry śniegu... Na ulicy minęłam jednego Malezyjczyka (chyba) z sankami, a wieczorem odbywały się ‘bitwy na mokry, topniejący śnieg’. Super!

Chaos, chaos, chaos.