środa, 23 stycznia 2013

nudy



Nowy rok, nowe postanowienia, nowe plany i marzenia. Joł.
A chciałam jakoś tak ambitniej zacząć...

Powrót do domu na święta był niesamowity. Niestety pozycja uprzywilejowanej córeczki, która wróciła zza granicy zniknęła po trzech dniach i w porządkach przedświątecznych musiałam brać czynny udział jak każdego innego roku. Na szczęście, tak jak przed każdymi poprzednimi świętami, od części udało mi się wymigać, ale to już zasługa lat wprawy.

z hipsterem przy choince

Gdy po raz kolejny zbliżałam się do Aber, towarzyszyło mi dziwne uczucie. Z jednej strony, było mi strasznie smutno, że święta tak szybko się skończyły, że znowu nie zobaczę przyjaciół i rodziny przez tyle czasu. Z drugiej jednak, chyba się cieszyłam. Cieszyłam się, że wracam do mojego małego cichego miasteczka, gdzie chłopak na kasie w Lidlu pyta się mnie, jak się mam, do moich nowych przyjaciół, do życia bez pośpiechu.

Czas jednak płynie za szybko i już od dwóch tygodni, znów jestem tu. Po moim pierwszym (i ostatnim w tym semestrze) egzaminie, którym byłam wielce przejęta. Z powrotem przyzwyczajam się do tego, że płeć przeciwna nie puszcza mnie w drzwiach. ‘How are you, srarju, ale czekaj aż przejdę pierwszy’. Muszę się kiedyś o to spytać, czy to jakaś demonstracja ‘poparcia’ do równouprawnienia, czy może mam takiego pecha...

Przez drugi tydzień stycznia było tu tak ciepło, że można było pojeździć na rowerze. Teraz trochę gorzej, ale mrozów nadal nie ma. Najgorszy jest chyba ten moment wstawania wczesnym rankiem, gdy cały akademik jeszcze śpi, a na dworze jest ciemno i zimno, wiedząc, że na basenie nie czeka na mnie moja grupa, albo że dojdą do mnie dopiero trochę później, i to raczej nie z zamiarem pływania, tylko tak, żeby się spotkać, postać w wodzie, pogadać, od czasu do czasu machnąć jakieś 200 metrów. Kocham ich i tak. Potem wracam do akademika, a ludzie nadal śpią, robię sobie obiad, nieliczni wstają na śniadanie.



Na ten semestr mam jeszcze ambitniejsze plany niż na poprzedni. Przygotowania do sezonu ruszyły, trzeba je teraz utrzymać na odpowiednim poziomie. Nauko, nauko, lubię Cię. Planem było też schudnąć trochę po świętach, gdyż moja mama postarała się wyjątkowo, by przez te trzy tygodnie niczego mi nie brakowało. Na szczęście moje obecne warunki i systematyczne treningi sprzyjają temu celowi. Do pewnych osób kieruję odezwę: nie mam wahań wagi, moi drodzy! Największa różnica, jaką w życiu zanotowałam to trzy kilogramy między początkiem stycznia, a środkiem wakacji i niech tak zostanie.