czwartek, 14 czerwca 2012

peace


No i cóż... Mamy 14. czerwca. Dwa tygodnie nie zrobiłam nic pożytecznego, oprócz trenowania, wkucia kilku hiszpańskich słówek i czytania książek Zafóna i, och, dobrze mi z tym. Obóz w jakże odległej od mego domu Rumi dobiega końca. Jego skład był dość zmienny, ale zawsze wyborowy. Jak to określił nas kiedyś pewien ślązak – jesteśmy grupą starannie wyselekcjonowanych „goroli”.


10. czerwca Rafał, Robert i ja prosto z obozu zajechaliśmy do Szczecinka, gdzie miały miejsce zawody Olympic Hopes. Towarzyszyła nam też moja klubowa koleżanka Ola. Organizacja bezbłędna, pogoda dopisała, trasa super, a Szczecinek piękny – naprawdę  warto sprawdzić na mapie gdzie to właściwie jest. Rafał był 3. w swojej kategorii, ja 1., ogólnie 2.


Jako że w moim życiu po maturze nagle pojawiło się trochę wolnego czasu,

(‘w czerwcu gdy maturka zdana
i uchodzisz już za "pana"’   
        ~ jak to pisał Julian Słowiański, który wielkim poetą jest.),

no i nie oszukujmy się: zawsze miałam niespełnione ambicje literackie, postanowiłam zaszaleć i podzielić się sobą ze światem. Tak oto powstał blog Els quatre gats, któremu co prawda nie gwarantuję długowieczności, ale mam nadzieję, że Was choć trochę zaciekawi.