piątek, 14 marca 2014

next

Kolejny tydzień za nami. Kolejna próba przemowy przed trybunałem poszła mi dużo lepiej, więc już się aż tak nie stresuję. Może dopiero zacznę... Za tydzień lecimy do Dusseldorfu zmierzyć się z tamtejszą drużyną. Huhu. Wydawać by się mogło, że po tylu startach w wysokiej rangi imprezach sportowych powinnam sobie znakomicie radzić ze stresem. A tu psikus. To jakby zupełnie inny rodzaj stresu. W sporcie sprawa jest prosta: denerwujesz się, pojawia się adrenalina, potem wysiłek fizyczny, pływanie/jazda na rowerze/ bieganie jako naturalna, choć trochę zmodyfikowana, odpowiedź na zagrożenie. Ucieczka albo walka. Tutaj z kolei, zmagam się z wysiłkiem czysto akademickim, jeśli w ogóle mogę użyć takiego sformułowania. Nie mogę uciec, nie mogę walczyć. Muszę myśleć i mówić. A nie jest to już aż tak bezwarunkowy odruch.

Ostatnie dni to pasmo pięknej pogody. Każdy dzień to przyjemność. Nawet lubię moje wykłady. Jeden, szczególnie nudny, przeobraził się ostatnio w gorączkową debatę. Poszło oczywiście o Ukrainę. Jako że na zajęciach mamy przedstawicieli z prawie każdego kraju Europy i nie tylko, zostało nam przydzielone zadanie żeby zdecydować czy Ukraina powinna starać się o sojusz z Rosją czy o przystąpienie do Unii Europejskiej. Dla niezorientowanych w sytuacji politycznej, dodam że na chwilę obecną, rosyjskie wojska okupują Krym, który jest (był?) ziemią Ukrainy.

Moja grupa składała się z trzech Polaków, jednego Czecha i jednej Turczynki, ale to my (Polacy) przejęliśmy inicjatywę decyzji. Postawiliśmy oczywiście na próbę wstąpienia Ukrainy w struktury UE. Prawda była taka, że spodziewaliśmy się, że każda grupa dojdzie do tego wniosku, co my. Jakież było nasze zdziwienie, gdy wszystkie inne grupy stwierdziły, że Ukraina powinna poczekać i zobaczyć co będzie dla niej lepsze. Bo sytuacja nie jest jasna. Jedna z grup zaproponowała nawet poczekanie trzech (!) miesięcy.

I oto panie i panowie przekrój obrazu Europy w jednej małej sali wykładowej.
Czekajmy, nie mieszajmy się.

Sprawa by przeminęła z wiatrem, gdyby nie niezwykle nieudany komentarz wykładowcy, że nie dziwi się, że Polacy są właśnie takiego, a nie innego zdania, bo jesteśmy emocjonalnie zaangażowani w sprawę przez nasze relacje z np. Lwowem, który był kiedyś polskim miastem. No i zaczęło się. Najpierw trzeba było wytłumaczyć, że przecież nie chcemy tego Lwowa dla siebie. Był Polski, jest Ukrainy, koniec. Potem próbowaliśmy przytoczyć po raz kolejny argumenty: Rosja łamie prawa człowieka, używa siły, okupuje tereny Ukrainy (no tu już raczej możemy pogodzić się z utratą Krymu na rzecz Rosji), mobilizuje wojsko przy granicach. Jak można czekać lub układać z krajem, który zachowuje się w ten sposób?

...I w tym oto momencie ujawniła się Rosjanka z pierwszej ławki: Rosja nie łamie praw człowieka. Interweniowaliśmy na Krymie, bo tam są nasi ludzie.

CO TO JEST W OGÓLE ZA ARGUMENT?! Tym sposobem Polska mogłaby wkroczyć z wojskiem do Lwowa, a idąc tym tokiem myślenia trochę dalej, mamy prawo okupować Londyn i Chicago.

Kolejna próba rozładowania atmosfery przez wykładowcę. Znów nieudana. "Polska miała też problem z Rosją w przeszłości. Posiedzenie Okrągłego Stołu powinno służyć Ukrainie za wzór. (no próbował, co mogę powiedzieć) Zaraz po wojnie też... Dwa rządy Polski - jeden z Londynu, drugi z Moskwy - spotkały się żeby zdecydować czy Polska ma się zwrócić ku zachodowi czy wschodowi.

No i otworzył puszkę Pandory. Kolega trzasnął pięścią w stół i zaklął pod nosem. W tym czasie zgłosiła się Koleżanka i łamiącym głosem starała się wyjaśnić, że ona zna inne fakty, że przecież ludzie, którzy walczyli o niepodległość naszego kraju, po wojnie zostali zamordowani, niesłusznie osądzani lub po prostu znikali. Gdy głos jej się załamał zainterweniował kolega (Który wcześniej bardzo nie chciał zabierać głosu.): Jaki polski rząd z Moskwy? Był jeden Polski rząd - ten z Londynu - i ludzie wysłani przez Stalina.

Rosjanka powiedziała, że ją w szkole uczyli inaczej.

Panie i panowie. Czy jest gdzieś nadzieja? Ludzie chcą żyć w pokoju. Ale czy nie da żyć się w pokoju i w PRAWDZIE równocześnie? Czy sprzedamy (tym razem my, bo i Polska przyczyni się do tego jako członek UE) tę biedną Ukrainę tak, jak sami kiedyś zostaliśmy sprzedani przez Zachód?

Albo może i sprzedajmy ją dla własnego świętego spokoju. Ale przyznajmy się do tego! I nie wmawiajmy im potem że sami tego chcieli. No i nie przekonujmy potem siebie samych, że tak było na prawdę.