Kolejny tydzień za nami. Kolejna próba przemowy przed trybunałem poszła mi dużo lepiej, więc już się aż tak nie stresuję. Może dopiero zacznę... Za tydzień lecimy do Dusseldorfu zmierzyć się z tamtejszą drużyną. Huhu. Wydawać by się mogło, że po tylu startach w wysokiej rangi imprezach sportowych powinnam sobie znakomicie radzić ze stresem. A tu psikus. To jakby zupełnie inny rodzaj stresu. W sporcie sprawa jest prosta: denerwujesz się, pojawia się adrenalina, potem wysiłek fizyczny, pływanie/jazda na rowerze/ bieganie jako naturalna, choć trochę zmodyfikowana, odpowiedź na zagrożenie. Ucieczka albo walka. Tutaj z kolei, zmagam się z wysiłkiem czysto akademickim, jeśli w ogóle mogę użyć takiego sformułowania. Nie mogę uciec, nie mogę walczyć. Muszę myśleć i mówić. A nie jest to już aż tak bezwarunkowy odruch.
Ostatnie dni to pasmo pięknej pogody. Każdy dzień to przyjemność. Nawet lubię moje wykłady. Jeden, szczególnie nudny, przeobraził się ostatnio w gorączkową debatę. Poszło oczywiście o Ukrainę. Jako że na zajęciach mamy przedstawicieli z prawie każdego kraju Europy i nie tylko, zostało nam przydzielone zadanie żeby zdecydować czy Ukraina powinna starać się o sojusz z Rosją czy o przystąpienie do Unii Europejskiej. Dla niezorientowanych w sytuacji politycznej, dodam że na chwilę obecną, rosyjskie wojska okupują Krym, który jest (był?) ziemią Ukrainy.
Moja grupa składała się z trzech Polaków, jednego Czecha i jednej Turczynki, ale to my (Polacy) przejęliśmy inicjatywę decyzji. Postawiliśmy oczywiście na próbę wstąpienia Ukrainy w struktury UE. Prawda była taka, że spodziewaliśmy się, że każda grupa dojdzie do tego wniosku, co my. Jakież było nasze zdziwienie, gdy wszystkie inne grupy stwierdziły, że Ukraina powinna poczekać i zobaczyć co będzie dla niej lepsze. Bo sytuacja nie jest jasna. Jedna z grup zaproponowała nawet poczekanie trzech (!) miesięcy.
I oto panie i panowie przekrój obrazu Europy w jednej małej sali wykładowej.
Czekajmy, nie mieszajmy się.
Sprawa by przeminęła z wiatrem, gdyby nie niezwykle nieudany komentarz wykładowcy, że nie dziwi się, że Polacy są właśnie takiego, a nie innego zdania, bo jesteśmy emocjonalnie zaangażowani w sprawę przez nasze relacje z np. Lwowem, który był kiedyś polskim miastem. No i zaczęło się. Najpierw trzeba było wytłumaczyć, że przecież nie chcemy tego Lwowa dla siebie. Był Polski, jest Ukrainy, koniec. Potem próbowaliśmy przytoczyć po raz kolejny argumenty: Rosja łamie prawa człowieka, używa siły, okupuje tereny Ukrainy (no tu już raczej możemy pogodzić się z utratą Krymu na rzecz Rosji), mobilizuje wojsko przy granicach. Jak można czekać lub układać z krajem, który zachowuje się w ten sposób?
...I w tym oto momencie ujawniła się Rosjanka z pierwszej ławki: Rosja nie łamie praw człowieka. Interweniowaliśmy na Krymie, bo tam są nasi ludzie.
CO TO JEST W OGÓLE ZA ARGUMENT?! Tym sposobem Polska mogłaby wkroczyć z wojskiem do Lwowa, a idąc tym tokiem myślenia trochę dalej, mamy prawo okupować Londyn i Chicago.
Kolejna próba rozładowania atmosfery przez wykładowcę. Znów nieudana. "Polska miała też problem z Rosją w przeszłości. Posiedzenie Okrągłego Stołu powinno służyć Ukrainie za wzór. (no próbował, co mogę powiedzieć) Zaraz po wojnie też... Dwa rządy Polski - jeden z Londynu, drugi z Moskwy - spotkały się żeby zdecydować czy Polska ma się zwrócić ku zachodowi czy wschodowi.
No i otworzył puszkę Pandory. Kolega trzasnął pięścią w stół i zaklął pod nosem. W tym czasie zgłosiła się Koleżanka i łamiącym głosem starała się wyjaśnić, że ona zna inne fakty, że przecież ludzie, którzy walczyli o niepodległość naszego kraju, po wojnie zostali zamordowani, niesłusznie osądzani lub po prostu znikali. Gdy głos jej się załamał zainterweniował kolega (Który wcześniej bardzo nie chciał zabierać głosu.): Jaki polski rząd z Moskwy? Był jeden Polski rząd - ten z Londynu - i ludzie wysłani przez Stalina.
Rosjanka powiedziała, że ją w szkole uczyli inaczej.
Panie i panowie. Czy jest gdzieś nadzieja? Ludzie chcą żyć w pokoju. Ale czy nie da żyć się w pokoju i w PRAWDZIE równocześnie? Czy sprzedamy (tym razem my, bo i Polska przyczyni się do tego jako członek UE) tę biedną Ukrainę tak, jak sami kiedyś zostaliśmy sprzedani przez Zachód?
Albo może i sprzedajmy ją dla własnego świętego spokoju. Ale przyznajmy się do tego! I nie wmawiajmy im potem że sami tego chcieli. No i nie przekonujmy potem siebie samych, że tak było na prawdę.