Praga miastem pięknym. Pełnym życia, skomplikowanym, dużym, trochę bałaganiarskim. Pełno tu wszystkiego. W trzy osoby taniej jest przemieszczać się taxą niż publicznym transportem, co niestety odkryłyśmy dopiero drugiego dnia. Piwo pycha, knedliczki też niczego sobie. Dobra zabawa i coś ciekawego do obejrzenia czai się za każdym rogiem.
Na pre-moocie atmosfera dużo bardziej rozluźniona niż w Dusseldorfie. Zasuwałyśmy z płaskimi butami w torebkach, w każdej wolnej chwili próbując wymknąć się z wydziału i zobaczyć trochę miasta. Znowu trochę darmowego jedzonka, a ceny picia znośne. Bez naszych dwóch trenerek czułyśmy się dużo swobodniej, i no cóż... było fajnie.
W czasie naszego pobytu w Pradze odbywał się tam też półmaraton. Dziwnie było obserwować tych wszystkich ludzi przed budynkiem wydziału prawa, którzy przygotowywali się do startu, a potem przebierali po. Przyglądać się im w galowych ciuszkach. Być wśród nich, ale gdzieś dalej, poza akceptacją krótkich szortów i zapachu zmęczenia. Aż chciałam krzyczeć: "Ej, ja jestem od was! Tylko przebrałam się dzisiaj i nie wyglądam."