piątek, 25 lipca 2014

Dorosłe życie

Powitał mnie Londyn zupełnie inny od tego, który zapamiętałam. Upalny i duszny. Pierwsze dni upłynęły mi na podróżach metrem z miejsca do miejsca. Musiałam przecież dojechać z lotniska do mieszkania kuzynki, potem do centrum, sprawdzić gdzie dokładnie jest firma, sprawdzić gdzie jest akademik, w którym będę mieszkać, żeby mi było bliżej. Gdy już wszystko obskoczyłam dopadł mnie...

Poniedziałek.

Dorosłe życie czas zacząć. Dorosłe życie w obcym kraju. W szalonym mieście pełnym najróżniejszych i najdziwniejszych ludzi. Wpakowana w strój pt. "Przyszła Pani Prawnik" wpakowałam się do metra. Nie doszłam jeszcze do firmy, a już zaczęły mnie uciskać moje świecące lakierki. Weszłam. Uśmiechnęłam się do recepcjonistki, przedstawiłam się, usiadłam. Spisała moje dane. "Zuzanna? with Z? That's funny".

Potem przyszedł Max. Max, z którym w tym tygodniu spędziłam najwięcej czasu i którego chyba lubię najbardziej. Przedstawił mnie Jamesowi z IT, którego też polubiłam od samego początku. Potem poznałam mojego przełożonego Gareth. Po pięciu dniach mogę śmiało powiedzieć, że nadal się go boję. Dzisiaj na przykład wysłał nam rano email, że przyjdzie do pracy później. Chciałam tańczyć i śpiewać! Nie wiem dlaczego. W sumie to nie zadaje mi nic trudniejszego niż inni. Ale czasami jakoś tak zapomni się uśmiechnąć. Dziwnie się spojrzy. No po prostu się boję.

Paul wszystkiego mnie uczy, a ja za to, jak tylko się czegoś nauczę to staram się robić to za niego. Wypełniam dokumenty, piszę do klientów, otwieram nowe akta, archiwizuję stare, kontaktuję się z prawnikami drugich stron, poznaję jak wyglądają różnie umowy, co powinno się w nich znajdować. Jest ciekawie, ale czasami jest dużo stresu. W przerwie na lunch siadam w parku, który jest częściowo, a kiedyś był w całości cmentarzem (witamy w jUKej), zamykam oczy i głęboko oddycham. Jest nas tu tysiące. Wszyscy w koszulach i eleganckich butkach uczestniczymy w wyścigu szczurów, czasami wręcz szczury udając, podczas podróży metrem. Jeszcze nigdy chyba nie nauczyłam się tak wiele w ciągu jednego tygodnia, ale czy to jest to, co chcę robić w życiu? Chyba tak.

Wszyscy są bardzo mili. Atmosfera jest niesamowita. Każdy pracuje osobno, a za razem wszyscy jesteśmy częścią czegoś wielkiego, wspólnego. Pierwszy tydzień minął. Nadszedł zasłużony weekend. Na moim biurku zostawiłam stosik spraw do pozałatwiania w poniedziałek. Na dwa dni muszę o nim zapomnieć.


piątek, 11 lipca 2014

London calling

Dzisiaj wszystko się odmieniło. Ostatnie dni upływały mi na oglądaniu Geordie Shore, lekkim trenowaniu, aproduktywnym siedzeniu na necie, smarowaniu paznokci regenerum. Na celebrowaniu wakacji.

I nagle. O 10.32 czasu polskiego dostałam wiadomość w sprawie stażu w Londynie. Po wymienieniu kilku wiadomości email wszystko stało się jasne. Jednak mnie chcą. Na stanowisko paralegal w dziale Commercial Property. Na miesiąc.

Jeszcze chyba nie do końca to do mnie dotarło. W momencie kiedy straciłam wszystkie nadzieję na jakiekolwiek praktyki, których potrzebowałam żeby móc w przyszłości aplikować o training contract, żeby móc w przyszłości opłacić i zdać LPC, żeby móc w przyszłości zostać prawnikiem w Londynie. Gdy wymyślałam co dalej zrobić ze swoim życiem jeśli nigdzie mnie nie przyjmą. Gdy rozważałam zarzucenie pogoni za karierą, zakup jakiegoś starego rzęcha z przyczepką i podróżowanie po Europie. I nagle. Wszystko się zmieniło.

Czeka mnie jeszcze długa droga w górę. Ale właśnie dzisiaj wskoczyłam na pierwszy stopień tych schodów. Stopień, którego wcześniej nie potrafiłam dosięgnąć. I chociaż będę musiała przez to zrezygnować z wielu rzeczy, to strasznie się cieszę. I boję. Czy dam sobie radę? Czy wiem wystarczająco dużo? Ile jestem w stanie nauczyć się w tydzień, żeby jakoś się tam zaprezentować?



wtorek, 8 lipca 2014

szklarska + mp

Na obozie w Szklarskiej Porębie chyba wykorzystałam pokłady szczęścia zaplanowane dla mnie na miesiąc Lipiec przez Życie i na mistrzostwa Polski, które odbyły się w Suszu już mi się wyczerpało. Nie wiem co się stało. Wyszłam z wody i nie mogłam jechać na rowerze. Wszyscy jechali, a ja stałam. I to nie dlatego, że sobie odpuściłam, nie walczyłam, czy coś w tym stylu. Nie mogłam jechać. I tyle.

Szklarska była jak zawsze wspaniała. Wspaniale jest zjeżdżać windą na basen. Wspaniale jest jeść gigantyczne i super-smaczne śniadanie co dnia. Wspaniale jest jeździć na rowerze w miejscach, gdzie nie ma jeszcze aż tylu samochodów. Wspaniale jest biegać pod reglami, choć to prawdopodobnie właśnie tam pożarły nas komary jakbyśmy byli ostatnimi posiadaczami krwi na Ziemi. Wspaniale jest być z ludźmi skupionymi na tym samym celu.