Londyn ma w sobie kilka pięknych miejsc. To taka miniatura świata. Każda dzielnica niczym osobny kraj. Bogaci i biedni. Brzydcy i piękni. Chrześcijanie, Muzłumanie, ateiści i Żydzi. Czarni, Żółci, Biali. Porządek i syf. Wszystko w jednym. Czasami tak blisko siebie, że nie sposób dostrzec granicy. Czasem wręcz wymieszane.
Po dwóch latach studiów i nierozróżniania dni tygodnia, znowu czekam na piątki i staram się nie myśleć o poniedziałkach. W ten weekend udało mi się zrobić małe zakupy (w większości oczywiście w Primarku), upoić się winem w towarzystwie przyjaciółki w pięknej restauracji z przepysznym jedzeniem na Hampstead i poopalać się w ogrodzie na Greenford. Szczęście można znaleźć wszędzie. Trzeba go tylko poszukać.