niedziela, 24 czerwca 2012

volvo


Im krócej dane jest nam być w domu, tym bardziej doceniamy jak bardzo to miejsce i jego domownicy bliskie są naszemu sercu. Choć nie ukrywam, że czasem i tak okazują się wyjątkowo męczący. Na dzień dzisiejszy (trzy dni po odebraniu prawa jazdy) nadal nie wolno mi jeździć samochodem bez taty i jego bezcennych rad o naszym samochodzie i absolutnie delikatnych upomnień „Tu jest pięćdziesiątka!”, a kuracja mamy mająca na celu przywrócenie mi utraconych na obozie kilogramów odnosi rezultaty.

Jeśli chodzi o triatlon, to dzisiaj startowałam w Iron Triatlon Malbork na dystansie ¼ Iron Man, a więc: 0,95km pływania, 45km roweru (bez draftingu) i 10,55km biegu. Przeczytałam kiedyś w piśmie o wysokich lotach Glamour, że mężczyźni różnią się od kobiet tym, że potrafią myśleć o niczym, natomiast kobiety potrafią myśleć o kilku rzeczach na raz. Otóż chyba podczas tego startu chwilami byłam chłopakiem. Po starcie, przy udzielaniu wywiadów na mecie nie wykazałam się też zbyt składną wypowiedzią. Chyba powiedziałam, że było ciężko. Wow. Gratulacje, Zuza. Na swoje usprawiedliwienie mogę tylko powiedzieć, że pół minuty po wbiegnięciu na metę cieszę się zazwyczaj, że dałam radę, szukam wody, a moje plany na przyszłość to dojść do siebie i McFlurry. Jednak mimo wszystko było nawet miło bez tego stresu, że nie złapię się do grupy lub strzelę z koła. Start będę wspominać pozytywnie, ciesząc się, że jeszcze w tym roku moje najważniejsze zawody rozgrywać się będą na dystansie sprinterskim (750-20-5), na którym to można jeździć w grupie. Dziś skończyłam na 2. miejscu w kategorii Open i 1. w swojej. Innym członkom UKS Tri-Saucony Rumia też poszło bardzo dobrze: Ola była 3., Maciej 2. w Open.


Warto zakończyć ten wpis jedną ze złotych myśli, o której mam nadzieję nie zapomnę podczas obozu w Chodzieży, gdzie oprócz zakwaterowania w cudownym hotelu na brzegu jeziora jest też bardzo dobre jedzenie:

"Badania dowiodły, że szczęścia nie daje miłość, bogactwo czy władza, tylko dążenie do nieosiągalnych celów: a czymże jest dieta, jeśli nie tym?" 
~ Dziennik Bridget Jones, Helen Fielding


czwartek, 14 czerwca 2012

peace


No i cóż... Mamy 14. czerwca. Dwa tygodnie nie zrobiłam nic pożytecznego, oprócz trenowania, wkucia kilku hiszpańskich słówek i czytania książek Zafóna i, och, dobrze mi z tym. Obóz w jakże odległej od mego domu Rumi dobiega końca. Jego skład był dość zmienny, ale zawsze wyborowy. Jak to określił nas kiedyś pewien ślązak – jesteśmy grupą starannie wyselekcjonowanych „goroli”.


10. czerwca Rafał, Robert i ja prosto z obozu zajechaliśmy do Szczecinka, gdzie miały miejsce zawody Olympic Hopes. Towarzyszyła nam też moja klubowa koleżanka Ola. Organizacja bezbłędna, pogoda dopisała, trasa super, a Szczecinek piękny – naprawdę  warto sprawdzić na mapie gdzie to właściwie jest. Rafał był 3. w swojej kategorii, ja 1., ogólnie 2.


Jako że w moim życiu po maturze nagle pojawiło się trochę wolnego czasu,

(‘w czerwcu gdy maturka zdana
i uchodzisz już za "pana"’   
        ~ jak to pisał Julian Słowiański, który wielkim poetą jest.),

no i nie oszukujmy się: zawsze miałam niespełnione ambicje literackie, postanowiłam zaszaleć i podzielić się sobą ze światem. Tak oto powstał blog Els quatre gats, któremu co prawda nie gwarantuję długowieczności, ale mam nadzieję, że Was choć trochę zaciekawi.