niedziela, 8 lutego 2015

Kolejny staż, kolejne doswiadczenia

Podróż do Londynu po raz miliardowy. Autobus czołga się przez kręte, pagórkowate dróżki. Góra, dół, prawo, lewo, góra, dół. Doświadczeni pasażerowie (w tym ja) nie zjedli dzisiaj śniadania. Czeka zapakowane aż przedostaniemy się na trochę bardziej cywilizowane tereny, gdzie będzie je można bezpiecznie zjeść bez ryzyka nadmiernych wstrząsów.

W Londynie okazało się, że z okazji małego remontu torów, czerwona linia metra jeździ tylko do White City (czyli dość daleko od Greenford, które było moim miejscem docelowym) i musiałam wepchnąć się do zatłoczonego autobusu, który jechał sobie powolutku i 45 minut dłużej. No cóż. Taki już jest Londyn. Czasami wydaje Ci się, że dotarłeś do celu, że jesteś już tak bardzo blisko, a tu niespodzianka i godzina z głowy.

Staż okazał się bardzo przyjemny. Firma znajdowała się w samym centrum, niedaleko Oxford Street i, o zgrozo, restauracji McDonald's. Na dodatek pierwszego dnia wzięłam sobie do poczytania gazetę Metro, w której znalazłam super zniżkowe bony na kanapki z frytkami. Żal by było nie wykorzystać. Firma była dużo mniejsza od poprzedniej, w której byłam i panowała w niej dużo spokojniejsza atmosfera. Bardzo polubiłam wszystkich, którzy tam pracowali. Uwielbiałam małe pogawędki podczas robienia kawy, które dodawały sił do dalszej pracy. Siedzenie w jednym miejscu od 9.00 do 17.30 jest dość ciężkie. Po okresie szkolnym, człowiek momentalnie przyzwyczaja się do studenckiego trybu życia, który, nie oszukujmy się, nie wymaga zbytniego poświęcenia czasu na samej uczelni. Może i trzeba dużo się uczyć i czytać, ale zawsze można to robić w domku na łóżeczku. A tu nie. Z drugiej strony, praca od dziewiątej do piątej daje swego rodzaju poczucie stabilności. Ale czy mam już potrzebę poczucia stabilności?

wygłupy w przerwie na lunch